Dni w Holandii mijają jeden za drugim. Pracuję i to ciężko i są efekty, choć na razie nie finansowe: schudłam tu 13 kilo już i to jedząc wszystko i nie ćwicząc wcale. Takie to są efekty cięzkiej, fizycznej pracy. Finansowych efektów nadal nie widać, bo ciągle ślizgam się od jednej spłaty do drugiej i ciągle mam opóźnienia. Trochę przez to, że było kilka słabszych tygodni, gdzie nie było takiego obłożenia i zarobiłam mniej. Teraz za to zapowiada się gorący sezon i może nadrobię trochę i uda mi się wyjść na prostą. W lipcu powinni mi wypłacić wakacyjne, zawsze to paręset euro będzie i wtedy może spłacę jakiś jeden kredyt. Chcę zostać do września, bo od października ponoć znowu w hotelarstwie zastój. Co potem? Albo znajdę inną pracę albo wrócę do Polski. Wracać mi się nie uśmiecha raczej, tu odpoczęłam psychicznie bardzo. Przychodzę do ‚domu” i nie myślę o tym, czy mój brat będzie trzeźwy i w jakim humorze.
Na razie planuję założyć bloga i pisać o moim pobycie tutaj. Pisanie sprawia mi największą przyjemność i jest tym co bym chciała robić. Blog ma być takim krokiem w tym stronę, ale na razie tylko hobbystycznym. Mam jednak nadzieję, że coś się z tefo urodzi dobrego, bo housekeeping to nie jest to co bym chciała robić do końca życia 😉