Byłam w tym tygodniu u dentysty. W sumie licząc czwarty raz ostatnio. Pierwsza wizyta trwała 5 minut, spóźniłam się jednak 5 minut. bo Asystentka umówiła mnie na kontrolę, która zazwyczaj trwa 10 minut, a ja chciałam ustalić plan działania. Dentysta zdążył mi zajrzeć w paszczę, wysłać na zdjęcie i do higienistki. U higienistki, na wizycie numer dwa bolało i to bardzo. łzy mi leciały ciurkiem, bo kamień nazębny miałam sprzed wojny.. Chyba pierwszy raz byłam na takim czyszczeniu. Nigdy wcześniej na żadnej wizycie dentysta mi o tym nie wspomniał. Sama też jakoś się do tego nie paliłam. Teraz już wiem, że trzeba chodzić co pół roku… Ponoć wtedy nie boli. Mam nadzieję, bo byłam bliska ucieczki.
Na wizycie numer trzy miły pan obejrzał moje zęby, zrobił mi więcej zdjęć i powiedział, że tylko trzy (w tym jedną ósemkę) trzeba będzie wyrwać, resztę da się naprawić, od razu też umówił mnie na wizyty, wszystkie jeszcze w październiku i mailem wysłał zestawienie kosztów.
I tu zabolało drugi raz. Koszt leczenia 992 euro. Ja wiem oczywiście, ze w Polsce byłoby połowę taniej, ale jakoś przez ostatnie 4 lata nie udało mi się odwiedzić w Polsce dentysty ani razu. Ciągle sobie mówiłam, że pójdę następnym razem. I tak odwlekałam i odwlekałam. Na szczęście tu mam ubezpieczenie, bo byłoby więcej. Reszta pójdzie ze zwrotu za ubezpieczenie zdrowotne, które tutaj opłaca się samemu, coś jak w Polsce ubezpieczenie samochodu. Wyjdzie akurat na zero. W przyszłym roku zrobię sobie mostek i to akurat może w Polsce. Najważniejsze, że zaczęłam porządki.
Szkoda tylko, że z zębami idzie jednak łatwiej niż z życiem.
Ps: Utworzyłam sobie stronę na FB: https://www.facebook.com/czterdziestkaa/
Czterdziestko ☺️ no, nareszcie, bo już się martwiłam….
Stronka polubiona 👍
PolubieniePolubienie