To już prawie rok…

To już prawie rok odkąd poznałam Artura. To najdłuższy związek w moim życiu. Może dlatego, że taki trochę na odległość? Spotykamy się, ale średnio raz w tygodniu, wyjeżdżamy razem, piszemy do siebie i dzwonimy, ale na codzień mamy swoje życie. Był jeden kryzys, kiedy to myślałam, że to koniec. Ale postanowiłam zaufać mu ponownie. Zaufanie to coś co przychodzi mi albo z wielkim trudem albo zbyt szybko. Nad tym muszę popracować…

Czasami się zastanawiam, czy to jest to. Może nie? Ale czy ktokolwiek może wiedzieć na pewno? Na pewno nie jest idealnie, ale tak to bywa w filmach. Obejrzałam dzisiaj Oszusta z Tindera. I chyba mam szczęście, że trafiłam na Artura a nie na jakiegoś oszusta. Mogłam skończyć z długami, jak bohaterki filmu. I jak łatwo osądzać, że one naiwne i głupie. A one po prostu zaufały… tylko niewłaściwemu facetowi.

Obejrzałam też jeden odcinek Sprzątaczki. Trochę dlatego, że ja też sprzątam, a tu okazuje się, że to na podstawie pamiętnika prawdziwej sprzątaczki. A ja też lubię pisać. Dało mi to do myślenia. Bo w końcu jednak nie piszę za często niestety. A przecież to była jednych z tych rzeczy, która mi zawsze wychodziła. Trzeba chyba robić też rzeczy, które się lubi i które umiesz, a nie tylko te, z których masz pieniądze. Ale i tak jutro muszę wrócić do miotły… Taka widać karma.

Moje plany

W weekend dziadek znowu mnie wkurzył i znowu byłam zła na siebie, że nie zareagowałam jak powinnam. Najpierw w sobotę znowu zapytał się o moje plany w stosunku do Artura. Ponieważ moje poprzednie, wyminające odpowiedzi w stylu: pozyjemy zobaczymy” widać go nie usatysfakcjonowały, odpowiedziałam, że nie mam żadnych planów. Chcę wierzyć, że stanowczo…. Tak a propos naprawdę nie mam żadnych planów i nie wiem po co dziadek tak naciska. W ogóle to czuję się ostatnio jak piętnastolatka. dziadek mnie wypytał czy dzisiaj się spotykam z Arturem, a w niedzielę kiedy wrócę… Ja wiem, że on mnie bardzo lubi itd ale niech może zajmie się swoim życiem i swoją córką, a mnie zostawi moje decyzje? W końcu ja u niego wynajmuję tylko pokój, płacę i chcę tylko odrobiny świętego spokoju. A nie mogę liczyć nawet na odrobinę prywatności, bo ostatnio pod pretekstem jakiegoś udogodnienia (toćka toćkę jak z rekorderem- tym razem nie miałam siły odmówić….) zajrzał do szuflad i wyciągnął wszystko na wierzch. A jakbym tam miała brylanty? Albo wibrator? Do szafy też kiedyś zajrzał, jak przerabiał mi światło. W ogóle nie wiedziałam do tamtej pory, że mam w szafie jakieś światło. Świetnie mi się żyło bez światła, którego i tak w ogóle nie używam.

W niedzielę odwiedziła dziadka córka. Ja ją teraz rozumiem, czemu ona robi to tylko raz w miesiącu na 2 godziny. Na dłuższą metę dziadek jest bardzo uciążliwy. Ona odpicowana, a ja jeszcze w szlafroku, więc przywitałam się, złapałam żelazko i zamknęłam się u siebie, bo spieszyło mi się na pociąg. Zdążyłam uprasować się i nałożyłam stanik, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko naciągnęłam szlafrok i mam głęboką nadzieję, że nie było widać, że jestem bez majtek. Dziadek nie czekając na moją odpowiedź wszedł do pokoju, bo „może chcę kawałek tego holenderskiego specyfiku”. Okutałam się szlafrokiem i pół goła poszłam do kuchni, bo z nim nie da się inaczej, aby przekonać się, że chodziło o jakieś ciastko. Nie, nie chcę. Chcę się w spokoju ubrać. Właściwie powinnam zrobić awanturę. Powiedzieć, żeby następnym razem poczekał, aż odpowiem, a nie wchodził ot tak. Nie umiem jednak robić awantur.

Mam problem ze stawianiem granic takim natrętom. Moje aluzje niestety nie są czytelne, a ponieważ nauczyłam się chować emocje, nie widać po mnie niezadowolenia. W związku z tym wszyscy myślą, że mogą mi wejść na głowę. No może nie wszyscy. Głównie dziadek, bo z nim najczęściej mam kontakt. Raz mu nie wystarczy, szuka następnej okazji. Ja nie okazuję niezadowolenia to on może myśli, że wchodzenie bez pukania, otwieranie szaf i inne takie są w porządku? I tak mam szczęście, że zapukał. Jakby drzwi był przymknięte (co czasami robię) wszedłby bez krępacji. Człowiek nie może sobie nawet w spokoju w nosie podłubać….

Właściwie powinnam mu powiedzieć, że mam plany: znaleźć mieszkanie i wyprowadzić się.

Artur

Dziadek mi się zapytał, czy związek mój z Arturem ma jakąś przyszłość. Po pierwsze pytanie wydało mi się trochę niestosowne. Nie wiedziałam co odpowiedzieć i rzekłam, że kto to wie i zobaczymy, czyli takie tam ogólne uwagi bez znaczenia. Zaraz potem sobie uświadomiłam, że już raz mnie o to pytał, zdaje się w grudniu i mu odpowiedziałam tak samo wymijająco. A mówi się, że to kobiety są ciekawskie. Pomijając już to, że nie wiem czemu miałabym z kimkolwiek dzielić się szczegółami mojego niepożycia, to przecież ja po prostu nie wiem. Może rozstaniemy się w lutym, a może oświadczy się po Wielkanocy. Jeśli się dziadek boi o to czy znajdzie chętnych na pokój po mnie to nie ma obaw, będzie kolejka chętnych. A jak jest po prostu ciekawy to nie zadowolę jego ciekawości. A tak a propos to nawet mój brat nie zadawał takich niedyskretnych pytań.

Ja wiem, że powinnam szczegółowo opisać, co się wydarzyło wtedy, ale chyba nie mam siły. Powiem tylko, że po tym jak wyrzuciłam Artura on jednak próbował się do mnie dodzwonić. W końcu go odblokowałam, bo prawie dostałam nerwicy natręctw sprawdzając co 5 minut czy akurat nie dzwonił. Logika kobiety- nie pytajcie…

Spotkaliśmy się po 3 tygodniach, w tym samym miejscu co za pierwszym razem. Tak jakby romantycznie… Nie, nie przyniósł kwiatów. Ja ubrałam za to sukienkę w paski, która sprawa, że mam z 5 kg mniej i obcasy. Artur przegonił mnie po lotnisku w poszukiwaniu jakiegoś tarasu, który okazał się być zamknięty. Pomyślałam sobie dreptając za nim po lotnisku, że nic z tego nie będzie. Powinnam mu to powiedzieć i iśc na autobus. Powstrzymało mnie to tylko, że mnie nogi bolały i za wszelką cenę chciałam gdzieś usiąść…

W ogóle nie wyglądał na skruszonego i takie miałam wrażenie, jakbym to ja miała go przepraszać. Ale tłumaczyl się… że to tak tylko z nudów przglądał Tindera… że się z żadną nie spotkał… OK Uwierzyłam dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam łzy w jego oczach…

Nowy Rok

Tak dawno nie pisałam, że w sumie nie wiem o czym, aby nie narobic bałaganu. Mam nadzieję, że spędziliście ten czas świąteczno-noworoczny przyjemnie, bez stresu i bez fajerwerków. W dosłownym sensie mam nadzieję, że nie strzelacie, a jak jeśli tak to następnym razem przestaniecie. Możemy się tak umówić?

U mnie nic się nie zmieniło i wszystko się zmieniło. Pogodziłam się z Arturem. To na następnym wpisie. Spędziliśmy razem Sylwestra. Byłam w Polsce. Nie zmieniłam pracy. Zaczęłam powolutku pracę nad sobą. Na pewno musze popracowac nad zarządzaniem czasem, bo tu mnie boli bardzo czasami. Zawiodłam się na jednej osobie. Na innych mogę polegać. Nie wiem jaki będzie ten rok. Może lepszy, może gorszy? Staram się brać co dają nie nie analizować zbytnio. Co ma być i tak będzie. A jak u Was?

Urodziny i po

Urodziny minęły i nawet się udały, chociaz na ucho powiedziałam Arturowi, że następnym razem spędzę je w Paryżu. Nawet nie chodzi, że trzeba stać przy garach oraz sprzątać przed i po, ale że nie można się tych gości do nocy pozbyć. Artur wyszedł kulturalnie o 23, a reszta siedziała mi na głowie do 3 w nocy. Wyszło taniej niż w restauracji, ale trochę to męczące. Oczywiście goście przynieśli whisky, choć planowałam tylko wino.

Plany na przyszłość

Korzystajac z chwili, że żaden facet nie zajmuje mi teraz czasu pomyślałam o przyszłości. A konkretnie o tym co chciałabym robić. Przecież nie będę wiecznie sprzątać, to miało być tylko zajęcie tymczasowe. Mówi się jednak, że rozwiązania tymczasowe najdłużej trwają. Myślałam, żeby zacząć się rozglądać za pracą w administracji, czymś co już przecież robiłam. Problem jest, że od przeszło 4 lat, a właściwie od prawie 5 lat komputera używam amatorsko. Piszę bloga (jak mi się zachce hehe), zaglądam na FB a służbowo wystawiam faktury i robię proste tabelki, żeby mi się klienci nie pomieszali. Straciłam kontakt i obycie. Trudno tak skoczyć na inny poziom. Pomyślałam, że zwrócę się do jakiejś agencji, np Randstad i poszukam czegoś na początek za ich pośrednictwem. Po roku mogę szukać już na własną rękę.

Aby jednak było to możliwe to muszę sobie podszkolić excela i inne programy biurowe, zabrać się poważnie za ten holenderski i podszlifować angielski. Znalazłam bezpłatne szkolenie z excela w necie, ale pomyślałam o czymś z certyfikatem i natrafiłam na promocję na udemy.com. Myślicie, że to dobre wydane pieniądze? Mają promocję za około 15 euro za kurs, a nie są to jakieś kosmiczne pieniądze. Myślałam o excelu właśnie i power poincie.

A poza tym Daniel do mnie pisze na Instagramie, B. do mnie pisze na Whastuppie, a Artur taktownie nie pisze. Czy oni wszyscy wyczuwają we mnie ofiarę? W sumie wszyscy faceci mi obrzydli, wszyscy są tacy sami.

Szansa?

Wieczorem, po wyjściu Artura zorientowałam się, że usiłował skontaktować się ze mną we wtorek, po otrzymaniu wiadomości z portalu randkowego, a potem jeszcze wieczorem po wyjściu ode mnie. Ponieważ jednak zablokowałam go to te połączenia zobaczyłam dopiero jak weszłam w wykaz. Zaczęłam co chwilę więc sprawdzać, czy aby nie zadzwonił i go w końcu odblokowałam, żeby nie siedzieć z nosem w telefonie. Nie pytajcie. Kobieca logika. Najpierw nie chciałam z nim rozmawiać, a potem byłam zła, że nie dzwoni. No ale przecież sama chciałam, nie?

Zadzwonił ponownie w piątek, ale nie odebrałam. Nie byłam pewna, czy chcę z nim rozmawiać. Poczekałam do rana i w sobotę napisałam mu, że nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę i aby mi dał czas. Chcę z nim porozmawiać. Zapytać dlaczego to robił, czego oczekuje od związku, czego mu brakowało ze mną? potrzebuje nieustannych podniet, flirtu? Czy może to ja coś źle zinterpretowałam? Chcę wiedzieć.

Nie wiem, czy dam mu szansę, czy nie. Chcę jednak mu spojrzeć w oczy. Czy to dobrze, czy źle?

Jak w telenoweli

Wczoraj od razu Artura zablokowałam zaraz po napisaniu wiadomości na portalu randkowym. Poszłam spać dość późno i rano bolała mnie głowa, ale generalnie byłam bardzo spokojna. Nawet pomyślałam, że nie jestem bardzo zrozpaczona, może faktycznie i mnie nie zależało tak bardzo?

Kiedy jednak wróciłam do domu i zobaczyłam Artura siedzącego w fotelu i gawędzącego z dziadkiem to nogi się pode mną ugięły i ścisnęło mnie w żołądku. Zawsze mnie boli żołądek jak się stresuję… Nie wiedziałam co powiedzieć, więc poszłam do łazienki umyć ręce. Przyszedł tam za mną, ale nie chciałam z nim rozmawiać. Kazałam mu wyjść i dać spokój. Nie chciałam słuchać tłumaczeń, że to była tylko zabawa, że żadnej nie tknął. Co z tego? I tak bym mu już nie mogła zaufać. Powiedziałam tylko, że nawet nie jestem na niego zła, tylko bardzo rozczarowana, bo nie sądziłam, że mnie tak potraktuje. I że mam nadzieję, że to będzie dla niego lekcja. I nie, niech nie dzwoni. I poszedł…

A dziadek teraz chodzi na paluszkach, ale przecież to nie jego wina, że facet okazał się dupkiem.

I teraz do mnie dotarło, że to naprawdę koniec. I boli, bardzo boli…

Fałszywy profil

Nie zdecydowałam się na konfrontację z Arturem. Postanowiłam najpierw sprawdzić, co w trawie piszczy. Sam aktywny profil na portalu randkowym o niczym nie świadczy, ale dużo znaczy. Po to, że nie traktuje mnie poważnie…Może jednak się mylę?

Spotkaliśmy się w tę niedzielę, u niego, ale na moich warunkach. Długi spacer, restauracja, a potem to byłam tak zmęczona, że nadawałam się tylko do domu i do łóżka. Ale muszę się Wam do czegoś przyznać. Zajrzałam mu do telefonu… dużo się nie dowiedziałam, bo ma tam blokadę, ale wyświetliła się pierwsza wiadomość, akurat z Whatsuppa. I to nie była wiadomość ode mnie… Jakaś tam Anne pisała: love u … Siostra ma inaczej na imię, mamusia chyba byłaby też inaczej oznaczona. Poza tym chyba żadna z nich nie pisałaby po angielsku?

Założyłam więc całkiem porządny, fikcyjny profil na Tinderze. Ściągnęłam zdjęcie jakiejś laski z Internetu. Zrobiłam opis i czekałam…wczoraj nie, bo poszedł spać, ale może dzisiaj? Z każdą minutą miałam coraz bardziej nadzieję, że się jednak myliłam.

Niestety życie to nie bajka, właśnie odpisał mi na ten fałszywy profil. Już potem jak zaplanowaliśmy wspólny pobyt w Grecji. On zapłacił. Czy będzie wystarczającą karą jak poleci sobie sam?