Sprawa zgłoszonej szkody ekspresowej skończyła się w ten sposób, że ponieważ Ubezpieczalnia nie dostała od klienta odpowiedzi i nie mogli się do niego dodzwonić, to wypłacili mu kasę za fakturę, którą im przesłałam. Czyli jakby facet się trochę wysilił i wysłał im parę słów wyjaśnienia, znalazł fakturę za maszynę to ja bym nie musiała płacić.
Wzięłam to ubezpieczenie na firmę od 1 kwietnia i teraz zamierzam wszystkim klientom mówić, że w razie szkód albo współpracują z moją ubezpieczalnią albo bye bye. Koleżanka bardziej doświadczona biznesowo poradziła, abym przygotowała sobie formatkę dla nowych klientów, w której zgadzają się oni na takie rozwiązanie. Nie zamierzam więcej dopłacać.
Zwłaszcza, że nie mam z czego, bo B mi ciągle wisi kasę i nie chce zapłacić. Ostatnio zaproponował, żebym się z nim umówiła, a on mi zwróci w gotówce. Znaczy miałam się z nim przespać, a on mi za to zapłaci? Jeszcze tak nisko nie upadłam. Odmówiłam. Po dwóch dniach wysłałam mu żądanie zapłaty na tę kwotę (wysyłasz znajomemu linka z wygenerowaną formatką, on to musi tylko zaakceptować) ale oczywiście wiedziałam, że nie zapłaci. Jednak rację mają ci, którzy uważają, że nikt cię tak nie oszuka jak ukochany rodak na obczyźnie…