Żyje, żyję tylko jak już przyjdę do domu wieczorem i uplaszczę tyłek przed telewizorem to nie mam siły włączać laptopa i pisać. Teraz zrobiłam administrację tj wystawiłam i wysłałam faktury, wpisałam spotkania w kaledarz dla Urzędu Skarbowego, zobaczyłam co mnie czeka w nastepnym tygodniu i zmusiłam się, aby napisać.
Udało mi się schudnąć całe 600 gram. Dlatego tak mało, bo trochę się opuściłam i odpuściłam sobie. Nie zawsze mam czas przyszykować sobie coś na drogę, biorę kanapkę i jabłko, ale okazuje, że to za mało i jestem głodna. Potem nadrabiam wieczorami. I tak powstrzymuje mnie obecność dziadka, aby nie chodzić do lodówki i nie wyżerać wieczorami. Nie mam ostatnio siły ćwiczyć, ale jak dzisiaj zrobiłam gdzieś z godzinę z hakiem na rowerze plus praca 8 godzin to się liczy jakbym ten fitness zrobiła. Co innego jakbym siedziała za biurkiem, a ja się ruszam. Tylko muszę się pilnować z jedzeniem.
Poza tym tylko pracuję i liczę kasę, bo niestety nie jestem na bieżąco. Już mi niedużo brakuje, ale potem Wielkanoc, planuję przyjazd do Polski i …znowu w plecy. Muszę sobie chyba odłożyć na ten wyjazd, bo tydzień bez pracy to ładna dziura w moim budżecie. Co zrobić jednak skoro ciągle wszystka kasa rozchodzi się w mgnieniu oka? Trzeba więcej pracować, a raczej znaleźć więcej bezpośrednich klientów. Przy 3 godzinach tracę przeszło 10 euro… w miesiącu uzbiera się ładny grosz. Choć na razie serwis ratuje mój budżet, ale na dłuższą metę jest nieopłacalny…